Umawiamy się pod Galerią Wileńską w Warszawie. Akurat w piątek trzynastego, ale to tylko liczba, bo każdy dzień z założenia jest dobry. No, może nie wtedy, kiedy podczas zimowania na Spitsbergenie nie udało się w doniczce wyhodować niewielkiego ogródka, bo wtedy światło elektryczne przegrało z mrokami nocy polarnej. Podczas naszego dwugodzinnego spotkania Pani Danuta Bednarek, pierwsza kobieta, która zimowała w Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie, opowiadała, że trzeba cieszyć się z małych rzeczy – nieważne czy są na Dalekiej Północy, czy tuż na wyciągnięcie ręki.
Na stronie internetowej Polskiej Stacji Polarnej w Hornsundzie na Spitsbergenie jest jedno szczególne zdjęcie. To fotografia 18. wyprawy, która zimowała, czyli pracowała przez okrągły rok w Arktyce, w latach 1995-1996.
Zdjęcie wykonano zgodnie z hornsundzką tradycją – w czasie Świąt Bożego Narodzenia, na tle sztucznej choinki (skąd wziąć w tundrze żywe drzewko?), o czym świadczy znamienita większość pozostałych zdjęć wyprawowych (można je wszystkie obejrzeć, klikając w powyższy link).
Na pierwszym planie Danuta Bednarek – z zawodu geolog, prywatnie żona kierownika ekspedycji, Jacka Bednarka. Pierwsza kobieta, która zimowała w polskiej stacji w Hornsundzie.
Na zdjęciu wyprawowym jest Pani w spódnicy. Na zimowaniach to rzadki widok, wprowadzający element wręcz świąteczny. Zawsze była Pani taka elegancka?
– Ja całe życie chodzę w spodniach. Postanowiłam, że do trumny będę w spódnicy (śmiech). To było na tę jedną jedyną okazję.
Fragment rozmowy z Danutą Bednarek
Zdjęcie jest sprzed 24 lat, więc nie byłam pewna, czy rozpoznam Panią Danutę. Zwłaszcza że na wskazanej przez nią ławce siedziało parę osób. Ale kiedy podeszłam bliżej, bezbłędnie wytypowałam kobietę ubraną na czarno, która na mój widok uśmiechnęła się serdecznie. Uścisk dłoni był silny, a w lewej ręce zauważyłam kątem oka książkę Micka Conefrey’a Duchy K2. Epicka historia zdobycia szczytu. Bo moja rozmówczyni nie tylko pracowała jako geolog. W wolnych chwilach zajmowała się wspinaczką wysokogórską i eksploracją jaskiń, co w latach 60. w przypadku kobiety nie było takie oczywiste. Do dziś wielu wspomina z szacunkiem „Śrubkę”, bo taki pseudonim przylgnął do niej kiedy jeszcze była nastolatką.
Rocznik 1942, uśmiech na twarzy i pozytywna energia. Taka, której nie można się nauczyć, tylko po prostu w sobie mieć. To ona pozwala brać życie takie, jakim jest. Dlatego Pani Danuta, choć zimowanie przyjęła jako niesamowity dar od losu, nie robi z siebie bohaterki.
Co dla Pani było trudne podczas pobytu na Spitsbergenie?
– Momenty wydawać by się mogło trudne wcale dla mnie takie nie były. Większość lata spędziliśmy na Palffyodden [przylądek u wylotu fiordu Hornsund na Spitsbergenie, przyp. DBA] w husie, codziennie wychodząc do pracy. Warunki spartańskie, ale to było coś pięknego – daleko od ludzi, łączności prawie wcale, przyjadą po nas czy nie przyjadą, czy nas niedźwiedzie nie zeżrą. I trud, i wysiłek, i zadowolenie ze swojej pracy. Jestem osobą, która w każdym miejscu potrafi zobaczyć coś pięknego.
Fragment rozmowy z Danutą Bednarek
Na zdjęciach, które przyniosła ze sobą, widać radosną, pięćdziesięcioletnią kobietę. Częściej są to zdjęcia na nartach czy przy pracy, rzadziej w bazie, bo większą część czasu spędzała w terenie. Praca geologa wymaga poświęceń, ale wszystko da się znieść, kiedy się lubi to, co się robi.
Mam świadomość, że rozmawiałam z kobietą, dzięki której droga do tak dziś oczywistej obecności pań w stacji w Hornsundzie powoli zaczęła się otwierać. I moja Rozmówczyni również tak to postrzega, choć nie zapamiętała, aby ktoś jej utrudniał wyjazd na zimowanie z powodu płci. Może ten wieczny optymizm umiejętnie radził sobie z wszelkimi przeciwnościami?
Czy koledzy z wyprawy inaczej się zachowywali, bo w grupie zimującej była kobieta?
– Trudno mi powiedzieć, bo nie widziałam ich samych. Nie podglądałam, nie podsłuchiwałam. O dziwo, nie bluźnili, jak to czasem panowie potrafią, może czasem się tam komuś wyrwało.
Fragment rozmowy z Danutą Bednarek
Pani Danuta po powrocie z zimowania już nie chciała wrócić na Daleką Północ. Bo tego, co magiczne, nie da się powtórzyć, a codzienność i ogródek pełen ulubionych kwiatów to też szczęście. W dodatku bliższe. I co ważne – trzeba znać swój czas, poczuć, kiedy powiedzieć dość. To „dość” przyszło w wieku 55 lat.
A na kolejną zimującą kobietę w Hornsundzie trzeba było jeszcze poczekać ponad 10 lat – była to Anna Rozwadowska, która w Polskiej Stacji Polarnej na Spitsbergenie pracowała jako meteorolog w ramach 29. wyprawy w latach 2006-2007.
Danuta Bednarek jest jedną z bohaterek książki „Polarniczki. Zdobywczynie podbiegunowego świata”.
Podoba Ci się projekt Polarniczki? Jeżeli uważasz, że warto go wspierać, zapraszam na profil projektu w serwisie Patronite. Dziękuję!
Podziwiam Panią Bednarek, inne polskie polarniczki i przede wszystkim Ciebie Dagusiu. Jestem niezmiernie dumna z Ciebie i trzymam kciuki za Twój następny sukces wydawniczy.
P.S. Nie zapomnij napisać o sobie !
Dziękuję! 😉 O mnie już jest w zakładce „autorka projektu” ;))