„Wszystko, co w życiu osiągnęłam, zawdzięczam Arktyce” – Aleksandra Smyrak-Sikora

„Poznali się w 2006 roku na Spitsbergenie, obecnie od paru lat mieszkają w Longyearbyen. Sebastian pracuje w dziale logistyki na UNIS-ie, uniwersytecie svalbardzkim, Ola robi doktorat z geologii. Kiedy rozmawiałyśmy w 2016 roku, była na urlopie macierzyńskim i opiekowała się malutką Malwinką. Nadal jeżdżą na skuterach śnieżnych, zarówno w celach prywatnych, jak i zawodowych. Tylko teraz w tych wyjazdach coraz częściej towarzyszy im córka”.

Poznałyśmy się w kwietniu 2013 roku w Longyearbyen, a w lutym 2016 rozmawiałyśmy na Skypie – Ola była na Svalbardzie i opowiadała mi o zorzy polarnej, a ja pracowałam na Wyspie Króla Jerzego i żałowałam, że nad Stacją Arctowskiego nie można zobaczyć aurory australis.

Nasze głosy momentami brzmiały jak ze studni i czasem przerywało – to łączność przez satelitę robiła swoje. Ale nauczone podbiegunowym doświadczeniem, wykazywałyśmy się cierpliwością. Iście polarną.

Taki fragment historii mojej znajomości z Olą Smyrak-Sikorą i jej mężem Sebastianem przeczytacie w książce Dom pod biegunem gorączka (ant)arktyczna (s. 80).

Mamy 2020 rok (śmiech). Co się zmieniło?
– W lutym obroniłam doktorat. Nadal z  Sebastianem  pracujemy na UNIS-ie. I oprócz Malwinki, od roku jest z nami Ismena.

Fragment rozmowy z Aleksandrą Smyrak-Sikorą
Pierwszy wyjazd naukowy na Spitsbergen, 2006, archiwum prywatne A. Smyrak-Sikory

Ola pierwszy raz trafiła na Spitsbergen w 2006 roku w ramach wyprawy naukowej AGH. Miesiąc bez prądu, internetu i bieżącej wody w drewnianym husie w zatoczce Hytte (norw. Hyttevika) był dla niej kwintesencją polarnej ekspedycji.

W 2009 razem z mężem zimowali w Polskiej Stacji Polarnej Hornsund na Spitsbergenie w ramach 32. Wyprawy Polarnej IGF PAN. Sebastian był kierownikiem ekspedycji, Ola oficjalnie pełniła obowiązki geofizyka i zajmowała się administracją stacji. Nieoficjalnie, dla grupy, – „żony kierownika”. Opowiadając o tej drugiej roli, kładła nacisk na funkcję komunikacyjną na linii szef-zimownicy. Podobno się udawało.

O wyprawie mówi „bez ekscesów, więc dla niektórych nudna” i ciepło wypowiada się o współzimownikach, z którymi w jest w kontakcie.

Ostatnio czytałam książkę, że wspomnienia nie odzwierciedlają rzeczywistości, bo mózg z czasem je przerabia. Im częściej wracasz do wspomnienia, tym bardziej modyfikujesz zapisany w mózgu obraz prawdziwego wydarzenia i wierzysz w nową wersję. Być może nasze wspomnienia z zimowania nie są tym, co działo się naprawdę. Pamiętam jednak dobrze, że Sebastian parę razy zwracał nam (zimownikom) uwagę, że ekipy zimujące mają tendencję do tego, żeby się kłócić. Seba często powtarzał, że to, jaka będzie atmosfera w stacji i sytuacja pomiędzy zimownikami, tak naprawdę zależy tylko i wyłącznie od nas samych.

Fragment rozmowy z Aleksandrą Smyrak-Sikorą

Ola źle jedynie wspomina rozmowę kwalifikacyjną — 32. wyprawa była dopiero drugą z kolei, na którą pojechały dwie kobiety (wcześniej, od 1978 roku, kiedy do Polskiej Stacji Polarnej Hornsund zaczęto organizować całoroczne ekspedycje, zimowały tylko dwie wyprawy, w których uczestniczyły panie). Do tamtej pory stanowisko geofizyka było zarezerwowane dla mężczyzn.

Mimo upływu lat koronny argument Oli i Sebastiana, dlaczego już nie pojadą na zimowanie, nie uległ zmianie — drugi raz trafić na tak zgraną grupę już się nie poszczęści. A od paru lat dołączył do niego kolejny — dzieci.

Połączenie wypraw polarnych z macierzyństwem dla Oli jest emocjonalnie niemożliwe. Bo czas płynie. Przestrogą był rok w stacji polarnej, który już nie wróci jej bliskości z młodszymi siostrą i bratem. Okazało się, że „jej dzieciaki” — jak nazywała rodzeństwo — już tak bardzo nie potrzebowały starszej siostry, kiedy ta wróciła do Polski. Każde zimowanie ma swoją cenę.

Wracasz i chcesz od ludzi tego samego, co miałaś, zanim wyjechałaś. A dla nich całe życie się toczyło. Zimowanie to przerwa — tobie się wydaje, że nic się nie zmienia, a jednak wszyscy bez ciebie sobie bardzo dobrze poradzili.

Fragment rozmowy z Aleksandrą Smyrak-Sikorą
Ola, jak sama mówi, „chciała pojechać do Arktyki, żeby pojeździć na skuterze”, Spitsbergen 2010 (zimowanie), archiwum prywatne A. Smyrak-Sikory

Ola i Sebastian mieszkają w Longyearbyen od 2012 roku. Na razie nie planują powrotu do Polski — przynajmniej przez dwa lata ze względu na staż podoktorski Oli na UNIS-ie.

Cieszy ją spokój małego miasteczka w Arktyce, gdzie może połączyć pracę naukową z życiem rodzinnym. „Równowaga” to słowo, które często pojawia się w wypowiedziach Oli, kiedy rozmawiamy o teraźniejszości.

Mieszkamy tu prawie dziesięć lat. Te wszystkie wyjazdy, mój doktorat, praca, rodzina… Wszystko, co osiągnęłam w dorosłym życiu, jest związane z Arktyką.

Fragment rozmowy z Aleksandrą Smyrak-Sikorą

Skutery śnieżne to nadal główny środek transportu Oli i Sebastiana. Tyle że teraz małych pasażerów jest już dwóch. Świetnie sprawdza się dla nich ogrzewana przyczepka do skutera.

Z dziećmi na lodowcu, archiwum prywatne A. Smyrak-Sikory

Aleksandra Smyrak-Sikora jest jedną z bohaterek książki „Polarniczki. Zdobywczynie podbiegunowego świata”.


Podoba Ci się projekt Polarniczki? Jeżeli uważasz, że warto go wspierać, zapraszam na profil projektu w serwisie Patronite. Dziękuję!

Projekt Polarniczki na Patronite.pl

2 odpowiedzi na “„Wszystko, co w życiu osiągnęłam, zawdzięczam Arktyce” – Aleksandra Smyrak-Sikora”

  1. Niesamowite, niezwykłe i wspaniałe. Dowiaduję się teraz, na stare (72) lata, że można z małymi dziećmi na biegun. Jak bardzo zmienił się za mojego życia pogląd na świat. Stale jestem zaskakiwany, ale to dobrze. Pozdrawiam Ciebie, Dago Polarniczko oraz inne Osoby tutaj zaglądające. Jacek H. Graff – Kraków

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *