Trochę czasu mi zajęło, żeby połączyć ze sobą dwie sylwetki – pisarki, której twórczość poznałam podczas studiów polonistycznych na Uniwersytecie Jagiellońskim, oraz uczestniczki IV Polskiej Wyprawy Antarktycznej do Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego na Wyspie Króla Jerzego. Ku mojej ogromnej radości – udało się. Mało tego, Pani Magdalena zgodziła się na spotkanie.
– Gdzie pani znalazła informację, że byłam na Stacji Arctowskiego? – zapytała Pani Magdalena, przygotowując herbatę.
Fragment rozmowy z Magdaleną Tulli
– Na stronie stacji i w Pani biogramie w publikacji „Polscy pisarze i badacze literatury przełomu XX i XXI wieku” – odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
– Jestem zaskoczona, że literaturoznawcy uznali to za istotne.
Lekki półmrok w pokoju, bo dzień chylił się ku wieczorowi, wokół regały z książkami i spokojny głos Pani Magdaleny – magia tego spotkania od razu bierze mnie w swoje posiadanie. Podziwiam skondensowany, pełen sensów sposób wypowiedzi mojej Rozmówczyni, który tak bardzo koresponduje mi z ciszą miejsca, o którym rozmawiamy. Cofamy się do roku 1980 i Stacji Arctowskiego w okresie letnim, w której Pani Magdalena spędziła sześć miesięcy, badając pierwotniaki.
Potrzebny był ktoś do pierwotniaków zdaje się i ten, co miał jechać, nie pojechał z powodów medycznych. Kierownik zaprzyjaźnionej katedry zapytał mnie, czy bym pojechała.
Fragment rozmowy z Magdaleną Tulli
Choć wyjazd w regiony podbiegunowe raczej był niespodzianką, niż świadomym marzeniem, z perspektywy czasu Pani Magdalena nie żałuje tego doświadczenia. I to nie tylko dlatego, że ukończyła biologię na Uniwersytecie Warszawskim, a na podstawie przeprowadzonych badań miał powstać jej doktorat.
Przyglądałam się ciekawie życiu grupowemu. Jest trochę inne niż w zwykłych warunkach. To sytuacja, w której – cokolwiek się wydarzy – nie można pójść do domu.
Fragment rozmowy z Magdaleną Tulli
W tym momencie rozmowy chyba sobie uświadomiłyśmy, jak wiele nas łączy, mimo że widziałyśmy się po raz pierwszy – dla mnie również intensyfikacja interakcji między ludźmi w czasie zimowań była czymś ogromnie frapującym i zagadkowym. Pani Magdalena zauważa, że w tamtych warunkach sprawy toczące się między ludźmi wyraźniej pokazują podszewkę; dla mnie był to rodzaj laboratorium, w którym medium jest mikroskop.
To w Stacji Arctowskiego Pani Magdalena zaczęła pisać, ale jeszcze w myślach. Pierwsza powieść, Sny i kamienie, ukazała się w 1995 roku.
Natomiast po powrocie do kraju i obronie doktoratu zmieniła zajęcie. Przyczyniło się do tego wprowadzenie stanu wojennego i zmiana postrzegania świata, którego Pani Magdalena nie obudowuje w głębszą filozofię.
Czy była pani rozczarowana nauką?
Fragment rozmowy z Magdaleną Tulli
– Nie, ale musiałam się wziąć za coś innego.
Antarktyka w życiu i twórczości Pani Magdaleny nie była opisywana i opowiadana. Po prostu. Może to coś na kształt owada w bursztynie? A może nie ma sensu tego nazywać? Powidoki zachowały się w publikacji Jaka piękna iluzja. Magdalena Tulli w rozmowie z Justyną Dąbrowską (rozdział O szukaniu zawodu).
A co z gorączką polarną? Istnieje.
Zdjęcie pochodzi z archiwum prywatnego Magdaleny Tulli.
Magdalena Tulli jest jedną z bohaterek książki „Polarniczki. Zdobywczynie podbiegunowego świata”.
Podoba Ci się projekt Polarniczki? Jeżeli uważasz, że warto go wspierać, zapraszam na profil projektu w serwisie Patronite. Dziękuję!