Anna Łopatowska – polarna Atalanta

„Wśród ponad 50 uczestników mitycznego rejsu do Kolchidy znajdowała się tylko jedna kobieta – Atalanta. Wśród ponad 170 współczesnych Argonautów też jest tylko jedna. To Anna Łopatowska, pracownik techniczny z Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN w Warszawie, która podczas wyprawy zamykać będzie bezkręgowce w nurkach kartezjańskich. Nada też sens spędzanemu przez męską załogę na zimnym antarktycznym morzu Dniu Kobiet, a potem zostanie modelką i uosobieniem rozmiaru wszystkich żon podczas gremialnego zakupu kożuchów w Montevideo. Anna – kobieta idealna”.

Tak o Annie Łopatowskiej pisze w reportażu Rak i ryba. Stworzenia polityczne PRL-u Monika Milewska [1]. W swojej opowieści wraca do przełomu 1975 i 1976 roku, kiedy 1. Polska Naukowa Ekspedycja Morska dotarła do Antarktyki. Polska Akademia Nauk i Morski Instytut Rybacki we współpracy z Przedsiębiorstwem „Odra” zorganizowały wtedy wyprawę na statkach „Profesor Siedlecki” i „Tazar”. Jej celem był połów i badania kryla – niewielkiego morskiego skorupiaka, podstawowego ogniwa antarktycznych łańcuchów pokarmowych.

Anna Łopatowska w pracy

Szerszy kontekst wspomnianej wyprawy rysuje jej kierownik, Stanisław Rakusa-Suszczewski – biolog, polarnik, założyciel Polskiej Stacji Antarktycznej im. Henryka Arctowskiego:

Poza naukowymi i praktycznymi celami związanymi z programem badań i połowów kryla, wyprawa miała również cele polityczne. Polska jest sygnatariuszem Układu w Sprawie Antarktyki. Wysłanie samodzielnej ekspedycji lub posiadanie własnej stacji antarktycznej daje naszemu krajowa prawo głosu w sprawach kontynentu i wód położonych na południe 60° szerokości geograficznej południowej. Wysyłając taką ekspedycję Polska nabiera również praw do mianowania Obserwatorów Antarktycznych. Z prawa tego skorzystano i funkcja Obserwatora Antarktycznego 1975/1976 powierzona została przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych PRL kierownikowi naukowemu wyprawy, dr hab. S. Rakusa–Suszczewskiemu [2].

Polskie działania na wodach antarktycznych były preludium do rozpoczęcia funkcjonowania 26 lutego 1977 roku wspomnianej Stacji Arctowskiego. Otworzyło to nowy rozdział w badaniach polarnych prowadzonych przez nasz kraj.

Wróćmy do historii Anny Łopatowskiej.

Wiedziałam, kto to jest. Była jedną z pierwszych kobiet, której nazwisko znalazło się w bazie projektu Polarniczki. Anna Łopatowska – pierwsza kobieta, która uczestniczyła w polskiej ekspedycji w rejony Szetlandów Południowych. W następnych latach jej śladami pójdą kolejne polskie badaczki, uczestniczki wypraw morskich. Część z nich będzie miała okazję odwiedzić bądź prowadzić badania w nowo wybudowanej Stacji Arctowskiego.

Z Nenckiego do Antarktyki

Anna Łopatowska była pracownikiem technicznym Instytutu Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN (IBD PAN). Na wyprawę pojechała jako asystentka Juliusza Chojnackiego, biologa z Akademii Rolniczej w Szczecinie. Ślad tej – dobrej i owocnej współpracy – znajdujemy we wspomnieniach profesora opublikowanych w 2020 roku:

Jak się okazało, jedynym sposobem, żeby w czasie ruchu statku pobrać zawiesinę wodną zza burty, było przefiltrowanie wody, jaką mechanicy pobierali do chłodzenia silnika statkowego. W ten sposób codziennie rano z „maszyny” pozyskiwałem plankton powierzchniowy do swoich badań ekofizjologicznych, żeby ćwiczyć ładowanie żywych zwierząt do nurków kartezjańskich. Ania Łopatowska wyszkolona przez Profesora Klekowskiego, była najlepszą polską specjalistką w wykonywaniu tych precyzyjnych operacji zamykania we włosowatych pipetach kilku milimetrowych skorupiaków planktonowych. W zamierzeniu, Ania podczas badań w Antarktyce miała zamykać w nurkach stadia rozwojowe kryla antarktycznego, którego miałem łowić i dostarczać Ani, żeby później prowadzić eksperyment z respiracją w laboratorium biologicznym na statku. Wcześniej uzgadniam z kapitanem pozwolenie na codzienne spisywanie z dziennika pokładowego na mostku pozycji naszego statku i danych o termice wody [3].

Dzięki cytowanym wspomnieniom wiedziałam, że Anna była skrupulatna w swojej pracy, miała poczucie humoru, śpiewała szanty razem z załogą, ale też bywało jej przykro, bo ze strony kolegów nie zawsze spotykała się z sympatią. Jak radziła sobie na wyprawie? Czy nie żałowała swojej decyzji o wyjeździe? Tego tylko mogłam się domyślać aż do dnia, w którym otrzymałam pewną wiadomość.

Anna Łopatowska Antarktyka
Anna Łopatowska Antarktyka

Anna w Antarktyce

Kawa na warszawskim Muranowie

„Dzień dobry, Anna Łopatowska, biorąca udział w I wyprawie morskiej na Antarktykę w 1975 roku, była moją babcią cioteczną. Posiadam zdjęcia i inne dokumenty z tej wyprawy. Jeśli jest Pani zainteresowana, mogę udostępnić te materiały” – napisała 13 lutego Joanna Rydłowska w wiadomości prywatnej do strony projektu Polarniczki na Facebooku.

Spotkałyśmy się w kwietniu na warszawskim Muranowie. Przywitały mnie Joanna, jej siostra Agnieszka i ich mama – Elżbieta. Na stole czekał orzechowiec, kupiony w lokalnej cukierni, i dokumenty wraz z opowieściami.

Agnieszka: Była na Antarktydzie, ale dużo o tym nie opowiadała. Była typem człowieka, który żył w swoim świecie.

Joanna: Była takim kobiecym mnichem.

Elżbieta: Nie lubiła opowiadać o sobie, ani się uzewnętrzniać.

Od lewej: Joanna, Pani Elżbieta i Agnieszka Rydłowskie

Pani Elżbieta prowadzi drzewo genealogiczne, ratuje rodzinne historie od zapomnienia. Na nasze spotkanie przygotowała pudełko z dokumentami i fotografiami. Takich pudełek podczas moich licznych spotkań z różnymi rozmówcami widziałam już sporo. Ich zawartość nieustannie otwierała drzwi do innej rzeczywistości.

– Moja babcia i matka Anny Łopatowskiej były siostrami. Ania była dla mojej mamy siostrą cioteczną. Ponieważ między nimi była spora różnica wieku, ani nie utrzymywała kontaktu z babcią, bo była zbyt dorosła, ani ze mną, bo byłam zbyt smarkata – wspomina Pani Elżbieta.

Trzy tonacje głosów przeplatają się, tworząc dynamiczną opowieść. Rozmawia nam się tak dobrze, że żartujemy, że to Ania celowo nas „spotkała”.

Anna Łopatowska urodziła się 18 kwietnia 1938 roku w Warszawie. Z paniami Rydłowskimi spotkałyśmy się 13 kwietnia, czyli 5 dni przed jej urodzinami. Gdyby teraz żyła, miałaby 87 lat.

– Składała papiery do Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego na Wydział Weterynarii, ale tych studiów nie ukończyła – wspomina Pani Elżbieta, a Agnieszka dodaje: Życie pokazało, że zwierzęta były jej największą pasją.

Jej dalsze ślady zawodowe znalazłam w Instytucie Biologii Doświadczalnej im. Marcelego Nenckiego PAN.

Biblioteka w Instytucie Nenckiego

„Pani Anna Łopatowska całe swoje zawodowe życie poświęciła pracy w naszym Instytucie. Przesyłam to, co udało mi się ustalić w odniesieniu do jej osoby, a co Panią może zainteresować” – odpisała Agnieszka Brachfogel, pracownik biblioteki Instytutu.

Anna rozpoczęła pracę we wspomnianej jednostce zaraz po ukończeniu liceum w 1956 roku. Początkowo jako laborantka, później jako asystent techniczny w Zakładzie Hydrobiologii Eksperymentalnej. Zajmowała się fotografią techniczną, zbieraniem i konserwowaniem materiałów biologicznych, hodowlą zwierząt doświadczalnych, a także operacjami na liczbowych wynikach doświadczeń. W 1975 roku przeszła do Zakładu Biologii Komórki (ZBK), w którym pracowała do 2002 roku.

Wychodzi zatem 44 lata pracy w jednym miejscu, bo przez rok (1974–1975) Anna była pracownikiem Instytutu Ekologii PAN. Tam przeniósł się Zakład Energetyki Produkcji Biologicznej, sukcesor Zakładu Hydrobiologii Eksperymentalnej. Do tego trzeba doliczyć dwie kilkumiesięczne ekspedycje morskie – jedna od grudnia 1975 do maja 1976 na atlantycki sektor wód antarktycznych statkiem „Profesor Siedlecki” i druga od grudnia 1977 do kwietnia 1978 na wody Pacyfiku na jednostce „Dmitry Mendeleev”.

W 1977 roku otrzymała Srebrny Krzyż Zasługi za pozytywne wyniki w badaniach mikrorespirometrycznych.

Agnieszka Brachfogel podkreśliła, że Anna była docenianym preparatykiem. Potwierdza to chociażby opinia o jej pracy wystawiona w 1991 roku przez prof. dr. Stanisława Dryla, kierownika Pracowni Fizjologii Błony Komórkowej ZBK IBD PAN, zachowana w archiwum rodzinnym pań Rydłowskich. W podsumowaniu napisano: „Moim zdaniem pani Anna Łopatowska należy do grupy pracowników inżynieryjno-technicznych IBD PAN im. M. Nenckiego o najwyższych kwalifikacjach i mam nadzieję, że w związku z tym będzie ona również właściwie oceniona przez Dyrekcję Instytutu”.

„Otworzyła się tylko na zwierzęta”

Wracamy do rozmowy z paniami Rydłowskimi. Kiedy Anna popłynęła do Antarktyki, miała 37 lat. Wspólnie przeglądamy jej zdjęcia z różnych okresów życia. Na tych polarnych na dobrą chwilę się zatrzymujemy. Wśród materiałów jest wycinek prasowy autorstwa Ryszarda Badowskiego, który uczestniczył w tamtej wyprawie. To właśnie relacja ze wspomnianego przez Monikę Milewską Dnia Kobiet na zimnym antarktycznym morzu, któremu obecność Anny nadała sens.

Na pytanie redaktora „Jak czuje się Pani wśród 87 mężczyzn”, Anna odpowiada: „O, to są wspaniali mężczyźni. 87 gentlemanów, którzy otaczają mnie troskliwą opieką…”. Nie poznam emocji, które się za tym kryły, choć opinia pań Rydłowskich brzmi uspokajająco:

– Mamy w rodzinie silną linię kobiecą. Ania należała do bardzo silnych osobowości, z pewnością na wyprawie sobie poradziła. Wiedziała, po co tam jedzie, kochała to – mówi Pani Elżbieta, wszystkie trzy są co do tego zgodne.

W 1969 roku Anna zamieszkała w kawalerce na ulicy Chłodnej. Kochała zwierzęta, uwielbiała jazdę konną i miała nawet swojego konia w miejscowości pod Warszawą, dokąd regularnie jeździła.

Była samotna z wyboru, nie założyła rodziny. Krótko była zamężna. Do tego stopnia nie mówiła o sobie, że o tym ostatnim fakcie panie Rydłowskie dowiedziały się po jej śmierci.

W 1984 roku zmarli rodzice Anny. Mocno to przeżyła, gdyż była z nimi bardzo związana. Nie miała rodzeństwa.

– Od tamtego czasu zamknęła się w sobie, stała się odludkiem. Zamknęła się na ludzi, otworzyła się tylko na zwierzęta. Od sąsiadów wiemy, że była społeczniczką, dokarmiała i sterylizowała koty. W tamtych czasach nie było to popularne, tylko traktowane jako dziwactwo – wspomina Joanna.

Agnieszka dodaje, że w swoim niewielki mieszkaniu Anna trzymała kilka kotów i kruka. Zwierzęta zmarły razem z nią.

W 2005 roku na Chłodnej wybuchł pożar. Anna i jej podopieczni zginęli w wyniku zatrucia tlenkiem węgla. Paniom Rydłowskim udało się uratować część dokumentów i fotografii. Przez długie lata wydzielały specyficzną woń spalenizny.

– „Zmarła w wyniku zaczadzenia się, przed tym była zdrowa i sprawna umysłowo. Była czynna zawodowo mimo 67 lat” – Pani Elżbieta czyta fragment jednej z notatek przechowywanych w pudełku. Agnieszka dodaje: Miała swoje życie, które, wydaje się, bardzo lubiła. Była na swój sposób szczęśliwa. Jako bardzo asertywna osoba potrafiła stawić granice. Nie bawiła się w konwenanse, przedstawiała sprawy jasno.

Nasze wspominki o Annie nieoczekiwanie zakończyła kratka od przewodu wentylacyjnego, która spadła spod sufitu na środek stołu.

– Ania dała znak, że koniec rozmowy – uśmiechnęła się Agnieszka.

Anna Łopatowska zmarła 14 maja 2005 roku. Została pochowana na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie.

Wszystkie zdjęcia pochodzą z archiwum rodzinnego pań Rydłowskich.

Źrodła:

[1] Milewska M., Rak i ryba. Stworzenia polityczne PRL-u, Wołowiec 2024, s. 133.

[2] Rakusa-Suszczewski S., I Polska Naukowa Ekspedycja Morska do Antarktyki na statkach r/v „Profesor Siedlecki” i m/t „Tazar” (1975/1976) [w:] „Wiadomości Hydrobiologiczne”, dostęp: 24.05.2025, LINK

[3] Chojnacki Juliusz C., R/v PROFESOREM SIEDLECKIM DO ANTARKTYKI Zapiski z I Polskiej Morskiej, Ekspedycji Antarktycznej w latach 1975/1076, dostęp: 25.05.2025, LINK


Podoba Ci się projekt Polarniczki? Jeżeli uważasz, że warto go wspierać, zapraszam na profil projektu w serwisie Patronite. Dziękuję!

Projekt Polarniczki na Patronite.pl

Dodaj komentarz